Już od dawna podobały mi się wróżki z tej serii...
zwłaszcza po publikacji Agi Jarzębinowej
jej ukończonej Jarzębinowej Wróżki.
Nie chciałam jednak powielać tego samego wzoru
i jakiś czas później natknęłam się Wróżkę Czarnobzową :D
Bardzo spodobał mi się ten wzór...
zwłaszcza ze względu na zestawienie kolorystyczne...
zielenie, fiolety i beże...
to co tygryski lubią najbardziej :)
W końcu nastąpiła mobilizacja
i się zaczęło :P
Na pierwszy ogień poszła ramka...
jest spora, bo ok. 150 na 200 x.
Siedziałam nad nią chyba dwa popołudnia...
jakbym się pomyliła to potem byłby klops ;)
Haftowanie właściwej części zaczęłam nietypowo jak na mnie,
bo od lewego rogu,
nie chciałam ryzykować,
że źle wyznaczę środek
i trzeba będzie koniec końcem pruć ramkę.
Po kilku kuleczkach czarnego bzu
przeszłam na skrzydełko.
Powiem Wam, że dało mi ono w kość...
kilka kolorów beżów
i oczy bolały...
jednak kontury wyjaśniły wszystko :)
Jeszcze jedno mnie czeka :P
Po skrzydełku nadszedł czas na liście...
zwyczajnie nie chciałam przekładać tkaniny na tamborku.
To co widać to efekt kilku tygodni haftowania,
choć siadałam do niej sporadycznie.
Ostatnio mam inne sprawy na głowie
i na hafcie nie potrafię się skupić :/
Mam nadzieję,
że do końca roku uda się ją skończyć.
Na koniec trochę przyrody z ogrodu :)
Moje serduszka już w pełnym rozkwicie :D
Pozdrawiam Was serdecznie!
Byle do czerwca :P