wtorek, 30 grudnia 2014

Powrót do żywych (krzyżykujących) i inspiracja na Nowy Rok

Tak, tak moi kochani...wróciłam...i to z naprawdę wielką chęcią do haftowania :D
Zaczęłam w drugi dzień świąt i tak sobie dłubię praktycznie każdego dnia po troszku...no może tak trochę więcej niż po troszku :P
Na tapecie znów zielnikowe kwiaty, tym razem PIWONIA.

 
Stan na wczoraj wygląda mniej więcej tak:


A tak wyglądało to pierwszego wieczoru (26.12.2014)


To tyle o haftowaniu...nadmienię tylko, że już dawno nie czułam takiej przyjemności z wyszywania...
chyba od września...i jestem przeszczęśliwa!!!

*

A teraz o inspiracji, ale nie związanej z haftem.
Jest nią piosenka zespołu 
Nickelback -"What Are You Waiting For ?"
Pewnie słyszeliście nie raz w radio. 
Z ciekawości aż przeczytałam sobie polskie tłumaczenie tekstu i tak jak czułam, to nie jest tekst o głupotach, jak to często bywa w dzisiejszych czasach...to tekst z przesłaniem, więc warto zastosować się do tego o czym śpiewa wokalista.
Zresztą posłuchajcie sami...


Tak więc z okazji nadchodzącego Nowego Roku 2015 życzę Wam moi czytelnicy i "zaglądacze"
abyście żyli pełnią życia i nie bali się popełniać błędów, bo kto nie ryzykuje ten na stare lata żałuje, że miał nudne i puste życie!

piątek, 19 grudnia 2014

Bo czasami wszytko się wali...

Nie było mnie ostatnio ani tutaj, ani u Was na blogach...nie miałam na nic czasu, ba...nawet siły...
Wszelkie choróbska zaatakowały nasz dom.
Najpierw ja przez trzy dni czułam jakby mnie TIR potrącił...wszyskie mięśnie bolały, każda kostka...nawet temperatura trochę podskoczyła, ale jakoś przy pomocy dostępnych medykamentów udało mi się wrócić do normy.
Niestety chłopcy znów mi się pochorowali, zaraz po urodzinach...najpierw Mikołaj zaczął strasznie kaszleć i smarkać, a po 3 dniach i Meteusza to samo wzięło...wizyta u pediatry pokazała  zapalenie krtani, antybiotyk i kinieczność wzięcia na nich opieki na 8 dni. Leki się proaktycznie skończyło, ale rewelacji nadal nie ma.
Najgorzej jednak było z córką...od soboty bolał ją brzuch, wymiotowała, nic jej nie pomagało...ani żadne leki przeciwbólowe, ani rozkurczowe, ani ciepłe okłady...nic! 
Osoby, które mają dzieci wiedzą jaki człowiek może czuć się bezsilny gdy widzi jak dziecko cierpi, a nam zwyczajnie skończyły się pomysły jak mu ulżyć...jednym słowem bezradność...
Jedna wizyta na pogodtowiu o 1 w nocy nic nie pomogła...pani doktor nic nie stwierdziła i dodała tylko jak mamy wątpliwość to mamy jeechać do innego miasta na chirurgię dziecięcą.
Stwierdziliśmy, że skoro lekarz nie widzi zagrożenia, to wracamy do domu. 
Niestety kolejnego dnia po małej poprawie samopoczucia z rana, koło południa znów bóle wróciły. 
Pediatra w przychodni stwierdził, że to może od pęcherza, dał skierowanie na badanie moczu...ale wyniki miały być dopiero następnego dnia wieczorem. W domu znów były wymioty, płacz do wieczora...w domu byłam sama z dziećmi (mąż w pracy), ale stwierdziłam, że dłużej czekać nie będę...jedziemy na pogotowie do szpitala specjalistycznego na tzw. sort dziecięcy. 
Nie znam za bardzo miasta, ciemno jak w beczce (godzina 20) a ja wsiadam w samochód z dzieckiem i jadę.
Błądziłyśmy strasznie, nawet miałam chwilę zwątpienia czy wogóle trafimy, ale jakoś po godzinie kluczenia dotarłyśmy na miejsce.
Na miejscu przyjęto nas bez problemu, zbadano, wyłuchano. Z uwagi na jej ciągłe wymioty odwodniła się bidula i lekarz pomimo braku wyraźnych wskazań po badaniu usg zdecydował że Maja zostaje w szpitalu. Płacz...8 latka ma zostać w szpitalu...sama na noc, bo ja musiałam wracać do chłopców, którzy chwilowo zostali z dziadkiem.
Była dzielna...spędziła tam dwie noce, w dzień przyjeżdzaliśmy. Dostała kroplówki, zrobiono wszelkie badania, ale nic nie wykryto (było podejrzenie zapalenia wyrostka).
W środę pozwolono wyjść do domu. Dziś byłyśmy na kontroli i lekarz powiedział, że jest o.k.
Dziś już więcej jadła i nie mówiła, że brzuch ją boli...nie jadła praktycznie 4 dni, więc żołądek chyba skórczył się do rozmiarów orzeszka.
Ja padam ze zmęcznia i w końcu wszystkie napięcia i stresy ostatniego tygodnia ze mnie zeszły...wczoraj miałąm jakie zakwasy jakbym maraton przebiegła, dziś już jest o.k. 
Jestem 2 kg lżejsza i pewnie kilka wrzodów żołądka więcej, ale żyję i w końcu mogę odetchnąć.
Życie rodzica bywa stanowczo za bardzo stresujące...u mnie stresujące potrójnie.

**
Za chwilę święta, a ja marzę żeby był już styczeń.
Nie czuję magii świąt, pogoda iście wiosenna, dziś było +12, deszcz i dość silny wiatr.
Pewnie to ostatni wpis na blogu w tym roku, bo robótkowo nic u mnie się nie dzieje...nie mam na to czasu, ani nawet chęci. Mam nadzieję, że nadchodzący Nowy Rok będzie lepszy i bardziej owocny w robóki.

***
Chciałam Wam życzyć na te nadchodzące Święta Bożego Narodzniea przedewszystkim zdrowia, 
bo jak ono dopisuje to i inne  ważne dla Was sprawy również się powiodą.
Wesołych Świąt!


Zdjęcie zaczerpnięte z internetu.

piątek, 5 grudnia 2014

Trzy lata jak jeden dzień...

Dokładnie 3 lata temu o tej porze leżałam już na bloku operacyjnym, 
przygotowywana do porodu przez cesarskie cięcie...
o 8:48 i 8:50 na świecie pojawili się moi chłopcy :D
Wszystko poszło gładko, bo już po 4 dniach mogliśmy jechać do domu.
Czas tak szybko biegnie...z początku myślałam, że będzie ciężko przy dwójce takich maluchów...to były drobinki, 
bo masa urodzeniowa to zaledwie 2360 g i 2640 g, ale rośli szybko i dziś, 
po 3 latach mam już co dźwigać, bo każdy już waży 14 kg a do 1 metra brakuje im już tylko 5 cm ;)
Rosną mi dzieci, rosną ...
 

Wspominałam, że atakuje mnie jakieś przeziębienie lub inna zaraza? 
Mięśnie bolą niemiłosiernie, nawet temperatura z deczko się rozregulowała, więc proszę Was o trzymanie kciuków, żeby mnie nie rozłożyło, bo urodziny trzeba wyprawić, a nie chorować ;)

wtorek, 2 grudnia 2014

Poszukuję! Pomocy!

Ktokolwiek widział, ktokolwiek posiada...
szukam wzoru tych lub podobnych mikołajów!
Gdzieś kiedyś widziałam, ale oczywiście jak potrzeba to diabeł ogonkiem nakrył :?
Help!